Tym razem nie o sztuce obrazów, a o sztuce słowa. A może jednak obrazów, bo słowo bywa doskonałym malarzem, jeśli podąża za nim wyobraźnia.
Przed zeszłorocznym (2016 r.) wyjazdem do Japonii przeczytałam kilka książek, by lepiej rozumieć ten kraj. Wybrałam Ruth Benedict „Chryzantemę i miecz”, jako bazę antropologiczną oraz Joanny Bator „Japoński wachlarz” i „Rekin w parku Yoyogi”, jako współczesną literaturę reportażową. Z powieści Murakamiego najbardziej przypadła mi do gustu „Kronika ptaka nakręcacza”, którą zresztą Bator szczególnie rekomenduje.
To tyle wstępu. Teraz Joanna Bator wydała „Purezento”. Sięgnęłam po nie zaraz po ukazaniu się w Gazecie Wyborczej wywiadu z autorką. Tak jak pisała tę książkę prosto i w natchnieniu, tak się ją czyta. Jest przesycona duchem zen. Jej proste zdania przeniosły mnie znowu do Japonii. Rzadko aż tak namacalnie odbieram obrazy dzięki słowom. Treść książki jest o sklejaniu tego, co rozbite. I dzieje się tak na kilku poziomach. Tym bezpośrednim jest sztuka łączenia części potłuczonej ceramiki za pomocą złota – kintsugi. Dzięki takiemu spoiwu, przedmiot staje się piękniejszy i cenniejszy, niż przed rozbiciem.
Wyrafinowana sztuka japońska odbiega od naszego kanonu. Wymaga uważności, zatrzymania i kontemplacji. Dostrzeżenia i docenienia upływu czasu, którego patyna jest wartością, a nie kurzem do usunięcia. Estetyka doceniająca piękno niedoskonałe, przemijające i ułomne. Widziałam to na starym cmentarzu w Koyasan i w parkach przyświątynnych. Z drugiej strony nie ma żalu, jeśli coś trzeba rozebrać i na to miejsce wznieść nowe. Świątynie w Ise Jingu, których wiek sięga roku 690, kiedy to został wzniesiony pierwszy chram w obecnym kształcie, są co dwadzieścia lat rozbierane i odtwarzane z nowych materiałów. Japończycy szczególnie cenią i celebrują zmienność – krótki moment kwitnienia wiśni i śliw, trwający tylko chwilę niedającą się zatrzymać. Delikatność kwiatów skazuje je na zniszczenie. Uważność potrzebna jest przy uchwyceniu krótkich chwil piękna. Wiosną tłumy gromadzą się pod drzewami w porze kwitnienia.
W tej samej kulturze zwielokrotnieniu podlega współczesna popularna estetyka Zachodu i w naszym pojęciu staje się kiczem. Kontrasty. Z jednej strony kawiarnie „pokojówek” w dzielnicy Akihabara i wielopiętrowe domy towarowe z plastikowymi figurkami dla kolekcjonerów, a z drugiej, celebrowana kultura gejsz i wysublimowana sztuka netsuke. Odżyły mi w pamięci te miniaturowe formy rzeźbiarskie, o których czytałam już w całkiem innej książce – „Zając o bursztynowych oczach” Edmunda de Waala. To jednak odmienna opowieść, szczególnie warta przeczytania ku przestrodze w kontekście współczesnych wydarzeń.
Wracając do „Purezento”. Jestem zachwycona językiem tej książki. Jego prostota wzbogaca, a nie odejmuje. Mniej znaczy więcej. W treści ukryte są haiku. Nie starałam się ich szukać, by nie tracić płynności czytania, ale w wielu momentach odczuwam szczególne piękno tekstu. Może to są TE miejsca? Wrócę do poszukiwań po skończeniu całości.
Joanna Bator w wywiadzie powiedziała, że z tej książki jest szczególnie dumna. I słusznie. Jej forma jest mistrzowska. Treść o wartości blizn ze złota, ma wiele znaczeń. BARDZO zachęcam do lektury, choć sama jestem dopiero w trakcie.